Zwycięzcy Konkursu „Moja wizja życia w późnej dorosłości”

Zwycięzcy Konkursu „Moja wizja życia w późnej dorosłości”

Szanowni Państwo.

Fundacja Geriatrics informuje, że osobami wyróżnionymi w tegorocznym Konkursie „Moja wizja życia w późnej dorosłości” zostali:

1.Pan Adolf Potocki.

2. Pani Olga Trzos.

Gratulujemy zwycięzcom i serdecznie dziękujemy Wszystkim innym osobom za aktywne uczestnictwo w w/w Konkursie.

 

Fundacja Geriatrics zaprasza Wszystkich do zapoznania się z nagrodzonymi pracami.

 

Autor: Adolf Potocki

 „Moja wizja życia w dorosłości”

 

Kiedy zaczyna się dorosłość!

Czy wtedy, kiedy zaczyna „sypać się wąs”?

Czy kiedy pierwszy raz pocałowałeś dziewczynę?

Czy kiedy skończyłeś 18 lat i rodzice nie maja prawa zakazać Ci zapalenia pierwszego papierosa?

Czy kiedy odbyłeś pierwszy stosunek płciowy?

Czy kiedy zdałeś „dużą maturę” – i otrzymałeś świadectwo dojrzałości?

Czy kiedy stawałeś przed Wojskowa Komisja Poborową?

Czy kiedy otrzymałeś pierwszą wypłatę?

Czy kiedy zostałeś ojcem?

Czy kiedy przeszedłeś na emeryturę?

Czy, czy, czy…

Wszystkie te „czy” odbijają na psychice człowieka swoje piętna

I wrażliwość, cechy charakteru, otoczenie, warunki materialne decydują

Kiedy zaczyna się starość.

I tutaj kłopot. We wszystkich źródłach, w których szukałem definicji

Pod hasłem „dorosłość” od razu pojawiało się hasło „dojrzałość”.

Ale pozostaną po określeniu „dorastanie”.

A więc kiedy człowiek wybierze już swoją drogę i wejdzie w „kierat życia”, ani się obejrzy, kiedy stał się dorosłym.

Są jeszcze pewne inne elementy, od których zależy wejście w „dorosłość”.

Brak nacisku rodziców na to, jaką potomek ma pójść drogą, odwaga na puszczenie się „maminej spódnicy”, umiejętność wzięcia życia w swoje ręce, ale lata lecą, życie płynie, kończy się czas „czynności zawodowej”.

I co dalej?

Niewielu potrafi się pogodzić z tym, że nie trzeba już wstać o określonej godzinie, aby zdążyć „ na szychtę, wrócić do domu na obiad o określonej porze.

Wtedy wstaje jak zwykle biorę torbę z drugim śniadaniem, wychodzę z domu o określonej, jak dawnej porze, jeżeli mają ogródek podążają do niego lub spacerują wokół zakładu w którym pracowali.

Nasłuchują znajomych odgłosów płynących z hal, jeżeli się uda, odwiedzają kolegów na oddziałach w których byli zatrudnieni.

Wielu nie wytrzymuje presji myśli, że „już są niepotrzebni” i schodzi z tego świata nim otrzymają pierwszą wypłatę emerytury – A mocniejsi psychicznie zaczynają drugą dorosłość , szukając jakiegoś zajęcia, oddają się swojemu hobby lub pomagają wychowywać wnuczęta. Ci są najszczęśliwsi!

Można się też rozejrzeć za jakimś Dziennym Domem Pomocy Społecznej, Klubem Seniora, czy Kołem zainteresowań czy świetlicy w jakimś Domu Kultury.

Ale w tym wypadku trzeba mieć szczęście aby znaleźć którąś z wymienionych możliwości w pobliżu miejsca zamieszkania, uwzględniając możliwość dojazdu.

Bo wielu Seniorów ma ograniczone możliwości poruszania się.

Można wprawdzie starać się o dowóz przez Radio – Taxi – Partner- przewóz osób niepełnosprawnych, ale tutaj jest potrzebna przyjazna osoba, która pomoże wszystko załatwić a takich osób jest coraz mniej.

I tutaj jest rola samorządów, aby tworzyć jak najwięcej placówek przyjaznych Seniorom.

Warunek! Środki finansowe, ludzi chętnych do pracy w takich placówkach oczywiście z odpowiednimi klasyfikacjami.

Dlatego na wyższych uczelniach powstaje coraz więcej nowych kierunków studiów przygotowujących do żmudnej, odpowiedzialnej pracy z osobami starszymi i niepełnosprawnymi.

Jest jeszcze inna potrzeba.

Potrzeba ośrodków zatrudniających psychologów, którzy potrafią pomóc „przekwalifikowaniu się” z życia zawodowego, czynnego, na inny rodzaj zajęć, w zależności od charakteru, predyspozycji, zdolności i chęci pracy w grupie.

Niestety, istnieje jeszcze „ciemna strona” starości – bezradność.

I to fizyczna i to psychiczna.

Bo co może zrobić człowiek, który nie może samodzielnie zrobić codziennej toalety, przygotować posiłek czy zrobić zakupy?

Jeżeli nie masz wsparcia rodziny, sąsiadów i możliwości opłacenia opieki, czy pobytu w jakiejś placówce pomagającej  życiu i chorobie?

Co masz wtedy zrobić?

Oto jest pytanie!

 

Autor: Olga Trzos

„Moje życie w późnej dorosłości”

 

Ja nie czekam na śmierć. Przyjdzie i tak, bo musi.

I chociaż po dwóch ostatnich ciężkich operacjach jeszcze przez pól roku życie będzie dla mnie miało smak jedynie dietetycznych potraw, to za to potem „naliżę” się go, napatrzę jego barw i nasłucham jego dźwięków.

Właściwie to już to robię. Mam uczucie, że podarowano mi drugie życie – życie dla przyjemności. Tamto poprzednie było żmudne, ale pozwoliło mi samotnie wychować córki, nauczyć je życ godnie, a równocześnie wykonywać zawód, który sprawiał mi ogromną satysfakcję.

Moje życie dla przyjemności wyobrażam sobie tak:

– że obserwuję wnuki jak rosną, mądrzeją i są radością dla moich córek oraz ich mężów;

– że spotykam się z ludźmi z klubu seniora, w którym uczestniczę, dzielę się z nimi wrażeniami z dni poprzednich i za prawie każdym razem dochodzę do iluminacji, iż mój interlokutor zwyczajnie jaśnieje prawdą swoich przeżyć, umiejętności czy też doświadczenia;

– że w tym klubie pozwala się mi mozolnie ćwiczyć na keybordzie wskutek czego cieszę się marzeniem o przyszłym zabłyśnięciu przed rodziną;

– że oddaję się całkowicie mojemu hobby i nikt mi tego nie zakłóca.

To nic, że kręgosłup nawala i boli okrutnie – można się do tego przyzwyczaić. To nic, że plamka żółta zwyrodnieje – przecież jest luteina. To nic, że wysokość mojej emerytury wymusza na mnie niską dzienną stawkę żywieniową, przy której analogiczna szpitalna to fortuna. To nic, że pragnę być kochana, choć obiektywnie jestem na to za stara. To nic.

„Przychodzimy, odchodzimy” jak śpiewała Ewa Demarczyk w Piwnicy pod Baranami, ale taka na przykład zwykła chłopka ze Shaftsbury w USA, Jane A.Stickle, „odeszłaby” gdyby nie fakt, że wyhaftowała swoje imię wraz z nazwiskiem na patchworku, który wykonała podczas wojny secesyjnej w 1863 roku i który aktualnie jest pieczołowicie przechowywany w muzeum w  Bennington (też USA).

Jesteśmy nieśmiertelni: za przyczyną genów przekazywanych swojemu potomstwu; za przyczyną wspomnień o nas, póki o nas pamiętają i wspominają dobrze; za przyczyną rzeczy materialnych, które udało nam się wykonać, trwale wybudować lub stworzyć.

Każdy z nas może być Jane A.Stickle – nie mówmy, że już nie! Nie czekajmy na śmierć. Przyjdzie i tak, bo musi.

A moje niezakłócane hobby, to właśnie szycie patchworków  😉

Close Menu